wtorek, 17 maja 2011

108.

Z całego świata najbardziej lubię place zabaw, chociaż nie, chyba jednak podkradane Rodzicom jabłka, ale jeśli już place, to tylko te, które zaopatrzone są w zjeżdżalnie (koniecznie) oraz piaskownice. Ogólnie rzecz biorąc ten przybytek wielbię niezależnie od poziomu jego zaludnienia, bo sam całkiem nieźle się bawię, jednak towarzystwo w moim wieku znacznie podnosi atrakcyjność szaleństw wszelakich do tego stopnia, że Mamusię odstawiam na bok, gdyż nie musi mnie zabawiać, a sam podążam za kolegami z szybkością małej błyskawicy. Wczoraj opanowałem do perfekcji wspinanie się na najwyższą zjeżdżalnię koło domu i nie potrzebuję już asekuracji, chociaż Rodzice nie do końca wierzą w me umiejętności i jak cienie śledzą każdy mój ruch, co mnie bardzo cieszy. Oni dbają o mnie, więc w ramach odwdzięczenia się pomogłem Mamusi rozkręcić się na karuzeli, co ją bardzo ucieszyło, a ja śmiałem się razem z nią. A potem nastąpiła najgorsza część wizyty na placu zabaw, czyli opuszczanie go. Nie lubię tego robić, bo czuję, że nie pobawiłem się wystarczająco na wszystkich urządzeniach i ten niedosyt wywołuje u mnie płacz, który zwraca uwagę przechodniów, jednak szybko przechodzi, gdy spojrzę na nieugiętą minę Mamy, bo wiem, że wszelkie dyskusję na nic się zdadzą.
Ech, nie warto płakać.
Powered By Blogger